Projekt nowej tzw. ustawy antylichwiarskiej zapowiada walkę z nieuczciwymi praktykami firm pożyczkowych. Czy jednak w jej dotychczasowym kształcie konsumenci na pewno zyskają?
Niektóre firmy pożyczkowe nadwątlają swoją reputację, a przy okazji także całego rynku, narzucając klientom drakońskie opłaty, prowizje i zabezpieczenia. Rząd ma plan, by ten proceder ukrócić, a tym planem jest tzw. ustawa antylichwiarska. Niesie ze sobą wiele pożytku, ale należy spojrzeć na tę kwestię także z innej perspektywy.
Między regulacją a przeregulowaniem
Na mocy aktualnie obowiązującej ustawy o kredycie konsumenckim, koszty pozaodsetkowe pożyczek nie mogą przekroczyć 25 proc. kwoty kredytu plus 30 proc. za każdy rok trwania umowy. Zgodnie z nowym projektem pozaodsetkowe koszty zostałyby zmniejszone do 10 proc. kwoty kredytu plus 10 proc. za każdy rok trwania umowy, poza tym odsetki w wysokości nie większej niż odsetki maksymalne (obecnie 10 proc.). Uderzy to nie tylko w nieuczciwe podmioty, ale także w duże firmy, które działają na rynku chwilowych pożyczek od wielu lat. Nie będą w stanie utrzymać się w bieżącej strukturze kosztowej, ograniczając zwrot na portfelu do maksymalnie 30 proc. Patrząc na to chłodnym okiem, wydaje się to być rozsądna wartość, ale w przypadku małych pożyczek jest nieopłacalne. Większy jest sam koszt ich uruchomienia. – W przypadku dużych pożyczek idących w dziesiątki lub nawet setki tysiące złotych, nikt nie wytrzymałby pożyczek oprocentowanych na kilkaset procent. Jeśli takie są, to powinny być penalizowane, ponieważ nie są udzielane zgodnie ze sztuką – podkreśla Jacek Michalewski, Dyrektor Speed Cash Polska. Nie ulega wątpliwości, że regulacje są potrzebne, ale granica między regulacją a przeregulowaniem jest bardzo cienka. To może powodować przesunięcie się obrotu finansowego w szarą strefę.
Pożyczka to nie kredyt
Zrównanie kosztów pożyczek zawieranych w firmach pożyczkowych z kredytami bankowymi nie jest dobrym rozwiązaniem. Banki ponoszą mniejsze ryzyko, odrzucając te wnioski, które to ryzyko niosą. Konsumenci decydują się na firmy pożyczkowe, droższe niż banki, dlatego, że w bankach ograniczenia już są. – Banki nie pożyczają dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że nie mogą. Jeśli zablokuje się ludziom możliwość korzystania z firm pożyczkowych, zachodzi pytanie, gdzie zwrócą się wówczas – mówi Jacek Michalewski. Firmy pożyczkowe muszą być droższe, bo ponoszą większe ryzyko, a ponadto oferują jeszcze coś – czas. Pożyczki przyznają szybciej, bo tego od nich oczekują pożyczkobiorcy. Analizując wyniki finansowe firm oferujących chwilówki, istnieje na nie olbrzymie zapotrzebowanie. Jeśli z dnia na dzień zniechęci się je do funkcjonowania na rynku, stanie się tak jak na Słowacji, gdzie jeden z dużych podmiotów musiał zamknąć działalność. Na pierwsze zapowiedzi tzw. ustawy antylichwiarskiej spółka-matka jednej z dużych i znanych firm pożyczkowych w Polsce została przeceniona na giełdzie w Londynie o 40 proc. w ciągu 10 minut. To pokazuje skalę zagrożenia dla tego typu firm i zagrożenie wynikające z wprowadzenia tak dużych limitów. Istnieje duże ryzyko zablokowania ludziom dostępu do pieniądza, do którego już teraz dostęp jest utrudniony.
Ograniczenie zabezpieczenia
Ustawodawca, oprócz ograniczenia kosztu finansowego, zamierza także ograniczyć możliwość zabezpieczenia pożyczek. Nie będzie możliwe dowolne zabezpieczenie pożyczki, trzeba będzie stosować limity. – Jeśli ktoś będzie chciał pożyczyć 50 000 zł pod mieszkanie o wartości 500 000 zł, to nie będzie mógł. Mimo, że obie strony będą zainteresowane, to ustawodawca im na to nie pozwoli – mówi Jacek Michalewski. W efekcie ten ktoś będzie musiał pożyczyć więcej niż chce i od razu tę pożyczkę nadpłacić. Na każde ograniczenie znajdzie się wyjście. Sytuacje będą zachodzić wbrew woli stron tylko po to, by spełnić przesłanki i formalności narzucone przez ustawodawcę. – Transakcja dojdzie do skutku, ale dookoła, niekoniecznie najkorzystniej, a przecież nie w tym rzecz – dodaje Jacek Michalewski.